Tegoroczne Święta Zmartwychwstania Pańskiego będą, podobnie jak poprzednie, inne od wszystkich, które pamiętamy z dawnych lat.
Wykorzystajajmy czas wolny na przypomnienie sobie najstarszych tradycji wielkanocnych z naszej najbliższej okolicy. Większość z nich opisana została w fundamentalnym dla miłośników regionu krośnieńskiego opracowaniu ks. W. Sarny „Opis powiatu krośnieńskiego pod względem geograficzno-historycznym”. Książka znana jest wszystkim pasjonatom regionu – utrwaliła ona obraz powiatu na przełomie XIX i XX wieku z iście kronikarską dokładnością. Aby sięgnąć do tejże pozycji nie trzeba wychodzić z domu – dostępna jest ona w bibliotece cyfrowej (link).
Wielki Post
Okres wielkanocny poprzedzony jest Wielkim Postem. To dla katolików czas wyciszenia po zazwyczaj hucznym karnawale, u nas znanym jako Zapusty. Post rozpoczyna Środa Popielcowa, pod koniec XIX wieku zwana „wstępną środą”. Co ciekawe, w najdawniejszym czasie w dzień ten udawano się do… karczmy, gdzie „spłukiwano” mięso napojami wyskokowymi. Ksiądz Sarna pisze jednak, że w jego czasach był już to zwyczaj nieobchodzony.
W Popielec wróżono pogodę na wiosnę, w kolejne dni – na kolejne pory roku. Autor zaznacza, że jest to zwyczaj korczyński. Pamiętajmy więc o nim za rok!
Post był postem nie tylko z nazwy. Ludzie jedli w nim posiłki tak skromne, że nawet nabiał uchodził za zbędny luksus, dla przykładu – w wielkopostne piątki niektórzy spożywali wyłącznie chleb z solą i olejem, bądź pieczone kartofle. Jak dziś wierni uczestniczyli w nabożeństwach Gorzkich Żali i w Drogach Krzyżowych.
Niedziela palmowa
Niedzielę palmową zwano podówczas niedzielą kwietną. Palmy tradycyjne sporządzane były z „kwiatów szuwaru rosnącego po stawach, gałązek wierzbowych i jałowcowych” zatykanych na drążkach, niekiedy czterometrowej długości. Z palmą obchodzono trzykrotnie dom, uderzając o rogi budynku, co rzekomo bronić miało przed pchłami, muchami i robactwem. W niektórych miejscowościach należało zjeść kotka z bazi wierzbowych, co było podobno niezawodnym zabezpieczeniem od bólu gardła.
Z niedzielą palmową wiąże się jedna z najstarszych korczyńskich legend o skarbach. Właśnie w niedzielę poprzedzającą Wielkanoc otwierały się podziemia zamku Kamieniec – śmiałek, który wykorzystał ten czas mógł wrócić obładowany kosztownościami i złotem. Chciwość bywa jednak ukarana – doświadczyła tego pewna kobieta, która po skarby wybrała się ze swoim synkiem. Kobietę tak mocno zaślepiła żądza, że zapomniała o dziecku, za którym zamknęła się brama do podziemi. Zrozpaczona matka ruszyła po poradę do korczyńskiego plebana, który poradził jej, by nie używała niecnie pozyskanego majątku, a za rok, w następną niedzielę palmową poszła na miejsce tragedii dokładnie o tej samej porze. Kobieta posłuchała rady. Gdy tylko rozdzwoniły się dzwony w Korczynie, brama lochów otworzyła się, a dziecko wybiegło całe i zdrowe, w ręku trzymając soczyste jabłko.
Wielki Tydzień
W Wielki Czwartek dzieci biegały wkoło domów, zaklinając szkodniki „zaklęciem”: „Myszy, szczury! Z dziury!”
W Wielki Piątek mieszkańcy wsi zażywali wiosennej kąpieli. Zwyczaj tłumaczono tym, że i Pan Jezus w piątek się kąpał w rzece Cedron. Nabierano także wodę z rzek i potoków, obmywano ją później bydło. Niezużyta w całości wodę należało… odnieść z powrotem tam skąd ją wzięto. Aby nie było łatwo, należało czynić te zabiegi przed wschodem słońca, by żaden postronny tego nie zobaczył – inaczej cały obyczaj nie przynosił rezultatu.
W Wielką Sobotę żegnano się poświęconą wodą, ale też… pito ją. Święcono również pola i budynki. Księża jeździli po wsiach popołudniami święcić święconkę składającą się z „jaj, chleba (…), gotowanej słoniny, kiełbasy, sera, masła, chrzanu, soli, octu, wina”. Ze święconką również obchodziło się dom.
Pisanki wykonywały matki oraz starsze rodzeństwo dla najmłodszych dzieci. Woskiem malowano ornamenty, a później farbowano jaja na zielono, fioletowo, czy czerwono.
Wielką Niedzielę, najważniejsze święto świata chrześcijańskiego rozpoczynano o już północy ogromnym hukiem. Bito w bębny, strzelano z moździerzy. Rezurekcje odbywały się często również w nocy, podobnie jak obecnie pasterka. Ksiądz Sarna opisuje ogromną radość wśród wiernych, którą przeżywali z nadejściem święta, przy czym zaznacza, że w rezurekcji uczestniczyli raczej starsi.
Na mszy nie należało jednak tracić czujności! Tym razem procesja obchodziła kościół. Biada kobiecie, która nie obeszła go trzy razy – uznawana była za czarownicę. Po mszy, w domu dzielono się jajkiem, podobnie jak opłatkiem. Śniadanie zaczynano od chrzanu, by „zakosztować gorzkiej męki P. Jezusa”. Święcone krojono na drobne kawałki i spożywano z gorącą serwatką.
Skorupki z pisanek miały zastosowanie praktyczne. Ponoć, zakopane w ziemi stanowią niezawodny sposób na krety i gąsienice. Kości po zjedzonych zwierzętach trafiały zaś do stawów, co chroniło przed rechotaniem żab.
Po śniadaniu młodzież udawała się do kościoła na sumę, po drodze… strzelając z pistoletów hukowych, bądź z tzw. klucza.
Po wczesnym wstawaniu, jedzeniu i hałasowaniu chciałoby się zaznać chwilę odpoczynku – drzemka w Wielką Niedzielę była jednak wykluczona! Krótki odpoczynek z zamkniętymi oczami był niezawodnym sposobem na ściągnięcie do domu złodzieja.
Na drugi dzień świąt odprawiane były pod przewodnictwem księdza pielgrzymki na cmentarze, tzw. Emaus.
Bezwzględnie należało powstrzymać się w okresie Wielkiej Nocy od prac – kto złamał ten najważniejszy ze zwyczajów mógł skończyć tragicznie, o czym po dziś dzień przypominają dziewczęta zaklęte w kamienne Prządki górujące nad Korczyną.
Postęp ma swoją cenę – zapłaciliśmy za niego wolnym czasem spędzanym z bliskimi, naszymi odwiecznymi obyczajami. Świat zmienił się, a baranka wielkanocnego coraz bardziej wypiera zajączek z czekoladowym jajem. Nie zapominajmy jednak o dawnych tradycjach, bo to one budują naszą tożsamość. Choć czasem śmieszą, bądź są niezrozumiałe - z szacunkiem pochylmy przed nimi głowy, choćby dla uczczenia pamięci naszych dziadków.